piątek, 27 sierpnia 2010

część 2

Gdy stałam na przystanku, czekając na autobus, nie było tam mężczyzny, któryby na mnie nie spojrzał. Przyciągałam ich jak magnes, ale na moje nieszczęście większość z nich, chciało poznać mnie fizycznie, a nie mentalnie. Podobno nie powinnam się dziwić, że tak jest, bo wyglądałam jak bogini (przynajmniej tak wszyscy twierdzili). Mam ciemne brązowe włosy lekko opadające na ramiona, wielkie zielone oczy i ponętne usta, które zawsze maluję na jasny kolor, aby wydawały się jeszcze większe. Szczerze mówiąc, to nawet podobają mi się moje oczy i usta.Mam tylko za dużo tłuszczyku na biodrach i pupie. Zaczęłabym dietę, ale nie mam tak silnej woli.
Nareszcie przyjechał autobus. Dobrze, że tą linią nie jeździ zbyt wiele osób, przynajmniej mogę sobie usiąść i nie narażać się na pogardliwe spojrzenia babek około 70 lat, które biegną szybciutko żeby zdążyć na autobus, a później toczą walkę niemal na śmierć i życie oby tylko zająć wygodne miejsce. Zawsze mnie to śmieszy. Mam nadzieję, że ja nie będę taka w ich wieku.

Wchodząc do redakcji witam się szybko ze wszystkimi i biegnę do ekspresu po kawę z mlekiem. Bycie szefową działu modowego jednego z najlepiej sprzedającego się pisma o modzie nie jest łatwe więc muszę zaopatrzyć się w energię na kilka godzin. Wspomniałam już, że mój pies ma swoje imię od nazwy tego pisma? Ta gazeta to całe moje życie.Kiedy nalewałam kawę do kubka podszedł do mnie niezły przystojniak. – Cześć Michał. – mój Michał – Co u ciebie kochanie? Jak ci minęła noc beze mnie? Bo mnie ciebie bardzo brakowało. – Zapytałam chyba najbardziej zalotnie jak tylko potrafiłam. Dałam mu małego buziaka w policzek. Uwielbiał to, ale tym razem był jakiś dziwnie inny. Odsunął się ode mnie. – Misiu, coś się stało?
- Tak, musimy porozmawiać. Możesz teraz wyjść? To ważne i nie mogę z tym czekać. – Lekko się zaniepokoiłam, a Michał złapał mnie za rękę i zaprowadził do windy. – Proszę. Wejdź. – Przepuścił mnie w drzwiach, a moje serce waliło jak szalone. Miałam wrażenie, że wszyscy obecni w windzie to słyszą.
Dojechaliśmy na parter, do redakcyjnego barku, który o tej porze był jeszcze pusty, a w porze obiadowej oblegany przez normalnych ludzi, bo te szkielety z redakcji piły chyba tylko wodę i jadły sałatę. Czasem wyobrażałam je sobie jako długie chude króliki. Jestem zaniepokojona, bo Michał nie odezwał się ani słowem
- Usiądź tutaj. – Powiedział spokojnie. – Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. Powiedz mi tylko co się stało. Zaczynam się denerwować.
- Uspokój się. Chciałem ci powiedzieć, że było mi z tobą bardzo dobrze. – Było? Jak to było? O mamusiu, to już koniec... – Poznałem dziewczynę. – niemożliwe – Nawet nie zwróciłbym na nią uwagi, ale Gosia, – Ach Gosia? – w przeciwieństwie do ciebie, poświęcała swój czas mnie.
- To teraz mnie jeszcze oskarżasz o to, że miałam dużo pracy i ty biedku nie miałeś co robić sam ze sobą? – zaraz chyba wybuchnę!
- To nie tak.
- A jak?
- Daj mi skończyć.
- Proszę bardzo.
- Więc dlaczego mi ciągle przerywasz?
- Przepraszam.
- Posłuchaj. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Bardzo cię lubię. A kiedyś.... kiedyś cię... kiedyś było inaczej. Jestem pewien, że bylibyśmy ze sobą o wiele dłużej gdybyśmy mieli dla siebie więcej czasu. Przecież, kiedy wracaliśmy z pracy nie mieliśmy siły nawet się wykąpać, a co dopiero mówić jeszcze o rozmowie albo wychodzeniu gdzieś?
- Ale przecież nie tylko my tak żyjemy?
- Tak. Ale ja chcę żeby to się zmieniło.
- Rozumiem. – Magda tylko nie rycz!
- Proszę, nie miej mi tego za złe.
- No coś ty... – nie mogę się przy nim rozpłakać!
- Mam nadzieję, że to, co było między nami nie zniknie całkowicie i zostaniemy przyjaciółmi. – Co? Przyjaciółmi? Po tym co teraz usłyszałam? - Oczywiście, że zostaniemy przyjaciółmi.- to jest silniejsze ode mnie...
- Bardzo cię szanuję – Szanujesz? Co to za słowo? Tak mówisz do swojej dziewczyny? – i nie chciałbym stracić z tobą kontaktu. Znasz mój adres i numer telefonu. Wiedz, że jeśli tylko będziesz czegoś potrzebowała, zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję ci, że mi powiedziałeś. – wytarłam twarz chusteczką, nie mogłam już dłużej powstrzymywać łez – Przepraszam cię, ale muszę wracać do pracy. – wstała od stołu i, pomimo tego co przed chwilą usłyszałam, chciałam odruchowo cmoknąć go w policzek, ale w ostatniej chwili się opanowałam.
Wybiegłam z biurowej stołówki prosto do łazienki. Czuję się tak jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Straciłam go, na prawdę go straciłam. Gdybym poświęcała mu sięcej czasu na pewno dalej bylibyśmy razem. Co za głupia baba ze mnie...
Dobra, spokojnie. To na pewno tylko jakiś cholernie okropny koszmar i za chwilę się obudzę, albo Michał tylko sobie ze mnie żartował. Ale dzisiaj nie jest Prima Aprilis, do cholery! Spokojnie, tylko spokojnie. Co z tego, że odszedł? O mamusiu! On odszedł do innej kobiety! Bo ja mu poświęcałam za mało czasu? Ale ze mnie idiotka. Byłam tak zajęta pracą, że nawet nie zauważyłam jak bardzo oddalam się od własnego faceta. Byłam na niego zła, ale przecież to nie jego wina. Przecież mnie kochał, chciał mi to teraz powiedzieć, ale nie chciał pogarszać sytuacji. Nie było mu łatwo. Mnie zresztą też, bo przecież też go ko...chałam? Kochałam? Boże ja naprawdę go kochałam. Szkoda tylko, że dotarło to do mnie dopiero po fakcie. Nagle wszystko przeszło, przeminęło. I teraz się nad sobą użalam... I obwiniam...
Nie mogę się teraz nad sobą użalać. Idę do swojego biura. O nie, to mój szef, jego tylko mi teraz brakowało.
- Cześć Madziu! Jak się ma moja ulubiona szefowa działu mody w moim magazynie? - Wazowski był bardzo dobrze zbudowany, świetnie się ubierał, miał siwe włosy i kilka zmarszczek. Czasami sobie wyobrażałam jak mógł wyglądać, kiedy był młody, bo teraz jeszcze niezłe z niego ciacho i wykorzystuje to na przykład przy pocieszaniu swoich sekretarek.
- Tak szefie?
- Czy cos się stało? Niezbyt dobrze wyglądasz. – A niby jak mam wyglądać po tym jak zerwał ze mną facet, którego kochałam?
- Nic szefie. Wszystko w porządku. To tylko takie kobiece sprawy. – Próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło...
- To dobrze. Mam nadzieję, że twój projekt jest gotowy?
- Słucham?
- Projekt. Sesji zdjęciowej w Teatrze Narodowym.
- Ach tak... projekt. Oczywiście, że jest gotowy. Zaprezentuję go dziś na zebraniu. – Kurcze projekt, całkiem zapomniałam!
- Mam nadzieję, że pamiętasz, że zebranie zostało przesunięte?
- Nie. Na którą godzinę?
- Zaczyna się za 15 minut. – cholera! – Radzę ci być tam wcześniej i się przygotować.
- Tak. Już idę. – Chyba nie usłyszał jak to mówię, bo odwinęłam się na jednej nodze i rzuciłam się pędem do biura.
Przed oczami mignął mi Michał. Zdawało mi się, że to wszystko jest jak na filmie, zwolniony obraz znikającego Michała znów przyprawił mnie o łzy. Jego biuro znajdowało się tuż obok mojego. Zawróciłam żeby zobaczyć co robi i aż wryło mnie w podłogę.
- Co robisz? – zapytałam Michała z nieukrywanym zaskoczeniem
- Pakuję swoje rzeczy. Wyjeżdżam. – Powiedział to z takim spokojem, że aż coś zakuło mnie w piersi.
- Aha. A nie miałeś przypadkiem zamiaru mi o tym powiedzieć?
- Miałem zamiar to zrobić jak tylko się spakuję. – po prostu brak mi słów...
- Przepraszam. Nie chcę stąd wyjeżdżać, ale muszę. Wyjeżdżam do Krakowa. Mama Gosi jest bardzo chora. Ona źle to znosi i poprosiła mnie żebym był przy niej, bo nie wiadomo jak długo jej mama będzie jeszcze żyła. Miała raka piersi. Choroba powróciła i jest tak zaawansowana, że nie da się jej wyleczyć. Rak już zaatakował wątrobę i nerki.
- Nie musisz mi tego wszystkiego mówić. – zrobiło mi się głupio, że tak na niego wyskoczyłam.
- Wiem. – podszedł do mnie, pocałował w czoło i przytulił. – Wiem, ale chciałem żebyś wiedziała, że od ciebie nie uciekam.
- Dzięki. – wtuliłam się w jego ciepłe silne ramiona i zdałam sobie sprawę, że to już ostatni raz. Teraz te ramiona będą obejmować inną kobietę. Michał chyba też to zrozumiał, bo odsunął mnie od siebie i powiedział:
- Numer mojej komórki się nie zmienia. Kiedy będę znał mój nowy adres od razu ci go podam. Dzwoń, kiedy chcesz.
- Nawet w nocy? – zapytałam przekornie.
- Nawet w nocy. – powiedział z uśmiechem.
- Ty też dzwoń. Jeśli będzie ci źle i kiedy będzie ci dobrze. Powiedz swojej dziewczynie, że.... – chwilę się zawahała – że będę modlić się za jej mamę.
- Dziękuję ci za wszystko.
- Ja tobie też.
- Która godzina? – przez rozmowę z Michałem zapomniałam o zebraniu.
- 11.05.
- O mamusiu! Już jestem spóźniona. Przepraszam cię. Mam zebranie.
- Jak zwykle zabiegana... Biegnij już.
- Biegnę. Trzymaj się! – wybiegła z pokoju jak burza, ale moje myśli zostały w biurze Michała. To wszystko stało się tak szybko.
- Magda! – usłyszałam za sobą głos Michała. – Zaczekaj! – odwróciłam się tak szybko, że zahaczyłam o jakiś gwóźdź, który lekko naderwał mi bluzkę – zapomniałaś planszy z projektem – myślałam, że nagle zmienił zdanie...
- Dzięki. Pa. – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, po czym pobiegłam na zebranie.
Wbiegłam na zebranie bardzo zdenerwowana swoim spóźnieniem. Próbując się dostać do stojaka na plansze trąciłam czyjąś kawę i zalałam sobie już i tak podartą bluzkę
- Bardzo przepraszam za moje spóźnienie. To się już więcej nie powtórzy.
- Mamy nadzieję. – Burknęła bardzo wredna i zaborcza zastępczyni naszego redaktora naczelnego, która jak na ironię losu ma na nazwisko Parapet, Sylwia Parapet. Nie cierpię jej. Ale dzisiaj nie wyprowadzi mnie z równowagi.

3 komentarze:

  1. Fajnie się czytało, pisane takim codziennym językiem, wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super!;) Wciągnęło mnie;) Lubię taki styl pisania. Kiedy ciąg dalszy?:)
    I co tam u Ciebie?
    Pozdrowionka:***

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam na mojego nowego bloga, którego przeniosłam z teatotal's blog na;

    chabrowa28.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń